Niespodziewanie dla mnie samego popularność bloga ,którego masz okazję czytać najdroższy czytaczu, przerosła najśmielsze oczekiwania. Szczególnie , iż w tym względzie oczekiwań żadnych nie miałem, choć nie powiem – mile łechce to moje próżne acz czułe podniebienie :]
W setkach e-maili z gratulacjami i prośbami o występy dla szerszego grona publiczności – co jak wiadomo z moją facjatą nie do końca smakowite by było , znalazła się wiadomość z dworu królowej
Elżbiety II. !! Tak tak!
Królowa doceniając mój wkład w propagowanie polskiej kultury na wyspach oraz asymilację wzajemną obu kultur kulinarnych zaprosiła mnie na niezobowiązującą herbatkę do jej letniej rezydencji w Edinburghu. Gdyż akurat tu była. I rozumiejąc moje zaangażowanie w degustacje różnych lokalnych alkoholi i związany z tym brak czasu ,pozwoliła mi wybrać dogodny termin i okoliczności… Pojawił się szalony problem, gdyż ani nie posiadam jakiejś ładnej garsonki jak królowa, ani żadnego fraku.. Oficjalne ciuchy zatem odpadały, gdyż już legendarny jest mój brak płynności finansowej… Postanowiłem zatem spotkać się z królową w lesie. Bo ma dużo lasów, a przy okazji swoją łamaną angielszczyzną wyjaśniłbym , iż grzybobranie dla każdego Polaka jest niezbywalną częścią wolności. No i prawdopodobnie te pięć minut które pewnie mielibyśmy na rozmowę szybko i bezstresowo by minęło. No i odpadały „wieczorowe ciuchy”..
Przygotowałem się: znalazłem najbliższy las (okolice jeziora loch lomond) który jest własnością królowej i do którego można dojechać autem, przygotowałem na wszelki wypadek 8 minutowe wystąpienie, wypastowałem gumiaki , wziąłem najmniej pogniecioną reklamówke … i pojechałem.
Las piękny, szczególnie w godzinach mego porannego , pierwszego Szkocji grzybobrania – czyli ok. godziny 17 stej. Piękne słoneczko, zero deszczu – jak na Majorce normalnie.. Czekam i czekam, w końcu się zezłościłem i zadzwoniłem do sekretarza królowej, bo sam przecież jak kołek nie będę stał w tym lesie z tymi świecącymi gumiakami..
Dzwonie. Po 5 minutach wymiany uprzejmości dowiaduję się o zgrozo , że królowa nie przybędzie! Okazało się , że zupełnie wypadł jej z głowy fakt iż ma ważne spotkanie. Z moją niewielką znajomością angielskiego i używając namaszczystej gestykulacji zrozumiałem tyle , że wpadł jakis Benek; Benediktus ,chyba z 16 kolegami.Albo po 16 stej.. no coś z liczbą "16" Skojarzyłem , że chyba ten pałac letni jest do remontu , i że to pewnie po to tyle tych Benedyktów. Coś tam mówiła o kościele, więc pomyślałem ,że to grubsza robota ten remont…Górale jacyś czy jak cholera..
W każdym razie zdążyłem jeszcze zapytać czy mogę trochę tych grzybków sobie wziąć i zaprosiłem królową na smażone grzybki wieczorem. Oczywiście w ramach przeprosin miała postawić jakaś flaszeczke ze swoich zapasów..
I tak oto zostałem sam na sam z moimi świecącymi gumiakami, w jakimś głuchym lesie i bez królowej.
Zorganizowałem sobie towarzystwo i poźną nocą wróciłem do domu z pełną siatką grzybków!
W nocy doczytałem , że właśnie miała miejsce wizyta papieża w Edynburgu. No tak, ten to miał ładną wieczorową sukienkę..
A co zrobiłem z grzybków poczytacie później J