17 grudnia 2010

5.Sztokfisz po Ichniemu - czyli Dorsz Portuhese.

W tym straszliwie zimnym, śnieżnym, mroźnym, wietrznym - jednym słowem - nieprzyjemnym czasie , po dość długim okresie braku jakiejkolwiek aktywności blogerowej z mojej strony, postanowiłem dodać przepis równie ciepły co pachnący wakacjami i hmm morzem.
Portugalia - kraj tyleż piękny co ciekawy, królestwo owoców morza, przypraw i przydrożnych bab co oliwki i pomarańcze sprzedają, jest także krajem, który nie wiedzieć czemu uwielbia dorsza. Ni to pływa u ich wybrzeży, ni to nawet w pobliżu, ni to pachnie, ni to świeże do portugali nie dociera - a portugalczycy uparli się by to było ich danie narodowe. Tak podają mądre księgi. Fakt - w marketach śmierdzi na potęgę tym dorszem, ogromne ilości walają się wszędzie i po prostu nie sposób przejść obojętnie obok tych kop różnej maści krajanek,filetów,półtusz,tusz,dzwonków,past i bóg wie co oni tam z tego dorsza mają.
A że ja lubię portugalię (szczerze mówiąc raczej rejon Algarve) i z raz do roku tam się wybieram - postanowiłem przestać bazować na gastronomii (która swoją drogą lekko na psy schodzi ..) i wymyśliłem mym umysłem wielkim sporządzić jadło lokalne jakieś..
Z pomocą przyszła nieceniona rodzina, z która spędzałem akurat te wakacje - nazwijmy ją Państwo Stasiowie - i po zakupie śmierdzącej płachty suszonego dorsza, przyszła kolej na jego przyrządzenie.
Co do samego dorsza - jest to najczęściej suszony w soli morskiej , wyflaczony osobnik, który śmierdzi jak "ja cie nie pierdziu"... W polsce - co ciekawe- już w książce kucharskiej datowanej na rok 1870, pojawia się ta rybka. Do dziś można ją spotkać pod nazwą "stokfisz" - podobno w niezłych sklepach rybnych do kupienia, lub conajmniej do zamówienia - pooooooooooolecam!

Przepis wykoncypowałem wespół z wujkiem gógle, a zapożyczyłem z jednej z małych restauracyjek w Lizbonie:
"BACALHAU a TASCA".
Dokładnie oznacza to: "Suszony dorsz,obsmażony, zapieczony ze smażonymi ziemniakami ,szynką i majonezem, z dodatkiem wspaniałych jabłek i ziół".
Jakiż ten portugalski język jest pojemny!:)

Zapotrzebowanie:
- dorsz suszony, śmierdzący jak jasna cholera - ja zużyłem do tego przepisu ok 1,4 kg - przy czym z tej ilości dorsza powstanie brytfanna zapiekanki, która nasyci się conajmniej 7-8 osób! Także moi drodzy czytacze , ilości spersonalizujcie wedle swoich potrzeb oraz napływu gości.
- plastry szynki suszonej - nie solonej! typu hiszpańsko -portugalsko-śródziemnomorskiego (dokładnie ja użylem Presunto Fatiado)
- jabłka zielone - nie za słodke i nie bardzo kwaśne. Ale kwaśne troche być muszą. Ale nie za bardzo, bo będą za kwaśne, więc choć troche mniej kwaśne i bardziej słodkie ,niż takie mocno kwaśne i w ogóle nie słodkie. sztuk kilka.
- ziemniory kartofłami  zwane w ilości odpowiedniej, a więc pokrywającej szczelnie dno naczynia w którym zapiekać danie owo zamierzamy.
- cebulla sztuk dwie
- kilka ząbków czosnku
- natka pietruszki
- oliwa z oliwek
- słoikum majonezum
- gar duży w celu namaczania tego co namoczone być powinno
- naczynie wyżej już wspomniane, w którym zapiekać będziemy , to co zapieczone być powinno!

Generalnie to chyba powinienem zacząć od faktu namoczenia. Bo by rybka do spożycia się nadawała namoczyć ją trzeba - im grubsze płaty, tym dłużej. Na zdjęciach poglądowych (za których jakość przepraszam, ale w warunkach hotelowo-pokojowych nie dysponowałem aparatem o lepszych parametrach aparacianych niźli mój telefon) uwidoczniony został kawał dorsza , który namaczaniu podlegał ok 18 godzin, i teraz wiem ze to o jakieś 18 godzin za krótko było - był trochę za słony. Polecam więc ok 48 godzin dorsza namaczać - zawsze bydlaka dosolić można...

Posiłkowałem  przepisem "ściennym":

i napojem wysokoenergetycznym, gdyż wakacje to wyczerpująca sprawa :