15 stycznia 2013

Torcik Naleśnikowy co go na Senackiej nie zjecie!!

Temat naleśnikowy został tak naprawdę zrealizowany we wrześniu roku pańskiego 2012, ale że ja ani prędki ani specjalnie pracowity nie jestem.. Z wielkim hukiem, grzmotem & łomotem, temat powrócił w piątek bodajże, 11 lub 12 stycznia. Ten łomot miał miejsce w Krakowie , na ulicy Senackiej.
Po zjedzeniu rzekomo najlepszych naleśników w Krakowie wzięła mnie taka nieopanowana chcica, tak wszechogarniająca złość, iż wedle zasady : " Że ja nie umiem? Że moje gorsze?? Że ja już Wam pokaże dobre Naleśniki!!#@$$#%%$^" postanowiłem sprężyć się , obrobić fotki i dodać przepis na Torcik naleśnikowy. Dedykuję go z całą powagą i mocą Panu Mariuszowi Maryjanowi Ciahowskiemu !:)

Czyli naleśnikowe gody pora zacząć.. A zaczniemy je od torcika naleśnikowego (dodam w tajemnicy iż na torciku się nie skończy i już kolejne fotki się "robią" ) Oczywiście nie jest to mój przepis, ale nie pomnę już skąd go mam. Ważne jest ,że jest na tyle prosty iż każdy go zrobić może.
A i skuteczny jest bo smakowity,wyglądem podniecający a i sytością ekonomiczny. Także na zimowo jesienne chłody jak znalazł..
 Sercem, jestestwem smakowym tegoż torciku jest farsz jabłczany. Bo forma torcika składa się z masy naleśników (ja używam zazwyczaj ok 15-25 naleśników) przekładanej czekoladą i masą jabłczaną. I właśnie ta masa generuje nam 80 % - by użyć wskaźników zwrotu inwestycji używanych przez sławną ostatnimi dniami firmę Amber Gold -smaku całego torciku. Reszta to pomarańczowy posmak naleśnika.
Tak naprawdę możecie użyć każda gotową masę szarlotkową - kiedyś użyłem masy Bakalandu i było ok. I w zasadzie szczerze mogę polecić użycie takiej gotowej masy - życie wtedy jest łatwiejsze, piękniejsze a i żylaki się od stania przy garach nie zrobią..
Popełnię pseudo reklamę i dodam, że całkiem niedawno wypróbowałem prażone jabłka firmy "Spiżarnia" - jest idealna po przesmażeniu z cynamonem...
 
Ambitnym osobowościom jednak,które mam nadzieję,że tu zaglądają, proponuje jednak taka masę samemu wysmażyć. Poza jabłkami (co wydaje się oczywiste) używam do masy laski cynamonu, kandyzowanej skórki pomarańczowej i nieco cukru waniliowego,albo samej waniliii.iiiiiiiii i ii.

Oczywiście torcik zaczynamy od masy.Ambitni, do dzieła!

Zaczynamy od jabłek - należy je zdobyć, później obrać i następnie pokroić w kosteczkę. W jabłka należy zainwestować - bo kiepskie jabłka o jakimś nieokreślonym smaku i konsystencji jak obrady sejmu, po prostu zepsują smak torciku i nie zagrają z czekoladą. Ja preferuje ostre w smaku, kwaśne jabłka. Generalnie ludzie- jabłko dobre musi być i basta! Żadne tam ekonomicznie uzasadnione wybory !:P

Mając już pokrojone w kosteczkunie jabłuszeczka (zdjęć tejże ingrediencji nie wstawiam, gdyż obraziłbym Wasze umiejętności kulinarne), odpalamy wielko pateluchne i na gorącą owąż wrzucamy jabłka. Niechaj to się kisi. Cały proces smażenia jabłek trwa około 30-40 minut. U mnie sprawa wygląda następująco:
1. Po wrzuceniu jabłek, po ok 10 minutach i kilkukrotnym przemieszaniu(jabłek) dorzucam 2-3 łyżki masła klarowanego oraz 3-4 łyżki posiekanej,kandyzowanej skórki pomarańczy (to jest ilość na około 6-7 dorodnych,krzepkich,soczystych i mięsistych jabłek)
2. Po kolejnych 10 minutach dorzucam ziarna wanilii z dwóch lasek(do jabłek). Waniliowych lasek. Tak tak, pół paczki cukru waniliowego jako substytucik lasek będzie w sam raz..
3. Dorzucam sproszkowany cynamon - można także użyć pogniecionego,pokruszonego cynamonu w laskach/pałkach - ale trzeba pamiętać iż po zębach później plątać się toto będzie.. Cynamonu dodaję na oko - myślę ,że pół łyżeczki w zupełności wystarczy - chodzi o lekki posmak cynamonu w całej masie. Masa ma smakować jabłkami z odrobiną cynamonu. A nie odwrotnie!

4. Po ok 30 minutach od początku całej tej operacji dosładzam cała masę jabłkową - tak by była słodkawa i pamiętając iż masa będzie przekładana czekoladą, która jak wszem i wobec wiadomo słodką jest jak..
jak czekolada :]


Teraz zajmiemy się samymi plackami naleśniczanymi.
Naleśnik nie jest trudną sprawą, ale pewne zasady należy zachować by naleśnika takiego jaki właśnie potrzebujemy stworzyć.
Dziś, w tym przepisie, potrzebujemy naleśnika cienkiego, w miarę kruchego o lekkim smaku. Żaden tam gruby glut mączny ociekający olejem.. Delikatny i chrupki, jakby wprost "zajumany" z Montrmartre.
Także ścierki w dłoń !
Po pierwsze co potrzebujemy to patelnia. Wielkości w sam raz , o zaokrąglonych bokach by nam się placek nie przywierał w sposób zawsze irytujący.
Po drugie co potrzebujemy to jakowyś tłuszcz. Do tego konkretnego przepisu polecam masło klarowane, ale jak usmażycie na oleju słonecznikowym też będzie gites. Tylko na Boga!, nie polewajcie tej patelni tym tłuszczem jakbyście prysznic brali.. Tu chodzi o krople, o delikatne zwilżenie, o wstrzemięźliwość tłuszczaną!
Po trzecie co potrzebujemy , to przepis ofkorsik:)
Uwierzycie, że nie znam na pamięć?:D

Po czwarte potrzebujemy miski lub jakiegoś wehikułu do mieszania. Najlepszy byłby blender,mikser,automatyczna trzepaczka lub sprawne nadgarstki babcine..

I do tego perpetuum-blenderum wrzucamy:
- jajco w ilości sztuk jeden
- mleko w ilości sztuk dwieście pięćdziesiąt jednostek milutkimi mililitrami zwanych
- szczyptę soli
- 3 łyżki oleju słonecznikowego coby naleśnik należyty poślizg na pateluchnie miał
- wodę czystą i wodnistą w ilości sto pięćdziesiąt mililitraśnych mililitrów
- pół łyżeczki cukru waniliowego

I to wszystko ładnie miksujemy kilka sekund ,żeby składniki się pomiksowały. Bo jak wiadomo składnik lubi się pomiksować..
Gdy już się nam masa zabełta potrzebujemy dodać zwykłą mąkę pszenną :
- w ilości odpowiedniej ,więc na oko sadzę , iż około tyle mniej więcej ile potrzeba. A robimy to tak:
Odpalamy mikser przyciskiem (jeśli elektryczny) lub siłą woli (jeśli ręczny) i powoli dosypujemy mąki. Dosypujemy powoli do momentu uzyskania pożądanej konsystencji. I tu teraz będę próbował stanąć na głowie ,by Wam tą konsystencję opisać. Ale najsamprzódy się napije!

Wymyśliłem  taki trick by uzmysłowić co poniektórym jaką dokładnie ma mieć konsystencję omawiane ciasto naleśniczane.
"Zestaw Konsystencjometrem Zwany" ...
W skład zestawu wchodzi:
- Kubek (proszę bez komentarzy - kupiłem se na walentynki)
- Kisielek "Słodka Chwila Energii"
- miarka mililitraśna
- woda wrząca


Zestaw działa tak : zawrzywamy wodę w naczyniu do tego przeznaczonym, odmierzamy dokładnie 375 ml tejże wody ( pszę pamiętać o odpowiedniej wielkości kubka!) i powoli wsypujemy zawartość torebki do kubka - mieszając. Po 2 minutach wnikliwie skupiamy się na zawartości kubka i jego konsystencji - zawartości a nie kubka! I właśnie dokładnie taką konsystencję potrzebujemy dla naszego ciasta naleśnikowego! Proste?? Proste! :)
Podsumowując: do blendera wrzucamy powolutku tyle mąki by ciasto osiągneło dokładnie taką płynność jak zawartość zestawu "Konsystencjometrem" zwana..
Na koniec stawiamy tą przysłowiową kropkę nad i. Jak każdy wie (jak nie wie niech się nie przyznaje) czekolada lubi pomarańcze i odwrotnie : pomkolada lubi czekorańcze :D.
Żarty żartami ale chodzi o dodatek pomarańczowego posmaku do ciasta - oczywiście najlepiej jest tu użyć dobrego likieru pomarańczowego , np Cointreau lub mój ostatnio ulubiony Grand Marnier ale ze względu na ceny.. Można poszukać jakiejś w miare dobrej jakościowo wódki pomarańczowej albo np zgwałcić dziadka  by "pożyczył" swojej nalewki pomarańczowej.. Od wielkiej biedy i tragedii można użyć aromatu do ciast - tylko proszę zwrócić uwagę na to by to był aromat na spirytusie a nie jakimś oleju silnikowym.. Bez posmaku pomarańczowego naleśniki będą także spoko ,ale oczywiście to nie będzie już to samo..
Jeśli mamy likier bądź wódkę , ta nasza przysłowiowa kropka nad "I" ląduje w blenderze z ciastem w ilości ok 50 ml. Ja dodaje około setki na 30 naleśników. A drugą wypijam na jedną nózkę.. A trzecią za mamusie.. a czwartą..

Także tak. Mamy już ciasto, odpalamy patelnię do naleśników przysposobioną i rozgrzewamy ją na maxa.
Rozgrzaną patelnię smarujemy lekko olejem bądź masłem i wlewamy porcję ciasta.
Idealnie jest tak wymierzyć ilość ciasta by ładnie rozlała nam się po całej patelni , możliwie cienką warstwą. Ja zazwyczaj jak więcej naleje , po pomachaniu patelnią w celu rozpłynięcia się ciasta we wszystkich możliwych kierunkach , zlewam resztę - moze to i nieładne.. ale pamiętajcie o czterech setkach likierku ..


I smażymy! Zazwyczaj pierwszego naleśnika zjadam - by sprawdzić konsystencję i smak  - jeśli za mało pomarańczowy - dolewam likierku.. Jeśli ciasto za gęste - dolewam wody

Sztuką przy smażeniu naleśników jest właśnie dobranie patelni, jej temperatury i ilości ciasta - wielka to sztuka nie jest, ale jeśli pierwszy naleśnik jest kruchy, smakuje Wam to właśnie zostaliście sztukmistrzami!
I po pierwszym naleśniku smażymy następne (dla tych "pierwszorazowców: naleśniki smażymy z obu stron), co 1-2 sztuki natłuszczając lekko patelnie. Aż usmażymy odpowiednią ilość.. Na zdjęciu z boku rzeczony pierwszy naleśnik. Ładny być nie musi.. I zaprawdę powiadam Wam ,iż jeśli weźmiecie sobie do serca moje porady dotyczące dolewania likierku do ciasta a i wlewania w swoją gardziel to po trzecim,no może czwartym naleśniku przyjdzie wam do głowy potężna chęć podrzucania naleśnikami i przewracania ich w locie..

Po kilku sztukach na podłodze/ścianie/suficie - naprawdę się tego ku radości swej i widzów nauczycie:) Powodzenia!

Na zdjęciach prezentuje pożądany wygląd naleśników.

Gdy już naleśniki mamy, lub Ci ,którzy są bardziej ogarnięci ruchowo, mogą próbować w trakcie smażenia naleśników, możemy zająć się czekoladą.. Oczywiście mając kakao , masło, wodę i cukier sami możemy masę czekoladową zrobić , ale prościej jest kupić 3-4 tabliczki czekolady (np 3 tabliczki mlecznej i 1 tabliczkę gorzkiej), pokruszyć to i wrzucić do garnka. Jeśli będziecie ostrożnie podgrzewać czekolade w rondlu, nie bawiłbym się w kąpiel wodną ale po prostu rondelek stawiacie bezpośrednio na kuchence, minimalna moc/ogień/węgiel i jazda!
Po wrzuceniu do rondla pokruszonej czekolady , wlewamy 200 ml mleka i bardzo często mieszając czekamy aż czekolada się rozpuści. Powoli będzie nam takie mazidło wychodzić i by dodać nieco twardości czekoladzie, gdy już cała rozpuszczona jest, dolewamy 100ml wody i dorzucamy 4 płaskie łyżki masła - mieszamy naprawdę bardzo często , tak by uzyskać jednolitą konsystencję , bez żadnych grudek i kiślu. Tak przygotowaną masą możemy już smarować naleśniki. Być może po kilkunastu minutach masa wam zacznie zastygać - wtedy znowu ją trzeba uważnie i delikatnie podgrzać!


Na zdjęciu masa w trakcie podgrzewania .

Mając zapas naleśników, masę jabłczaną słoikową bądź wyrobu własnego oraz czekoladę , możemy zabrać się do tworzenia torcika!

Proste to i wdzięczne zadanie jest ,więc zobrazuje kilkoma fotkami ..


Na początek na dużym talerzu rozkładamy pieknego naleśniczka. Na tegoż pięknego naleśniczka nakładamy cienką warstwę czekolady.. Na naleśnika posmarowanego czekoladą kładziemy następnego , na którego to nakładamy warstwę masy jabłkowej. Nie za grubo, myślę, że okolice pół centymetra będą w sam raz - by masa nam bokami nie wyłaziła. Im dokładniej i równiej to zrobimy , tym torcik będzie wyglądał lepiej!



I tak proszę państwa bawimy się aż do uzyskania pożądanej wysokości torcika (15 naleśników wydaje mi się minimum..) lub - co częściej się zdarza , do momentu kiedy nam się masa jabłkowa bądź czekolada nie skończy.





Torcik można zwieńczyć oblaniem go resztką czekolady lub też posypać zwykłym cukrem pudrem, co też wygląda sympatycznie :]










Na powyższych obrazkach widać świeżuteńki torcik i by uzmysłowić Wam jak taki torcik, gdy jeszcze ciepłym jest we środku wygląda - przekroiłem go. Generalnie nie róbcie tego !
Torcik należy po prostu kilka godzin schłodzić w lodówce by masy stężały i dopiero można go podawać..
A naprawdę.. jest co podawać !

Po schłodzeniu i zeżarciu znacznej części , torcik nasz wspaniały wygląda tak:

 Smacznego Wam życzę !

Wasz uniżony kuchcik.. Daniel :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz